piątek, 27 września 2013

katar na węch

kolejny Zmysłowy Piątek poświęcony tym razem zmysłowi powonienia - węchowi
tutaj post zbiorczy na blogu autorskim projektu - Projekt: Człowiek

nas choróbsko trzyma, więc zmuszona jestem zaznaczyć coś bardzo ważnego w kontekście tego zmysłu
a mianowicie - higiena! czyli nawilżanie i oczyszczanie - i o tym przede wszystkim będzie dzisiejszy zmysłowy wpis - choć nie tylko ;-)
na blogu już wspominałam o stymulacji węchu oraz pamięci węchowej w zabawie z przyprawami w memo


jako ciekawostkę muszę Wam powiedzieć, że komórki węchowe błon śluzowych obu przewodów nosowych (czyli receptory zmysłu powonienia) są zdolne do wychwytywania tysięcy różnych zapachów, jednak wrażliwość tych komórek maleje wraz z wiekiem.
Receptory są najczulsze u małych niemowląt, których niewykształcony analizatory mechaniczne (dotyk, dotyk głęboki, równowaga, wzrok, słuch) determinują poznawanie świata przy pomocy zmysłów chemicznych, gdyż rozwijają się one już w życiu płodowym (są jednym z głównych warunków przetrwania, dającym pewność rozpoznania matki) - zwłaszcza węch tutaj odgrywa ważną rolę, gdyż smak ma swoje upośledzenia na tym etapie rozwoju (ale o tym będzie przy okazji opisywania zmysłu smaku :D)
Dodatkowymi ciekawostkami o węchu to np:
- dzieci dopiero ok. 3 roku życia są w stanie rozróżniać zapachy w kategorii przyjemne - nieprzyjemne,
- gusta zapachowe, które pozostają  już do końca życia człowieka tworzą mu się ok. 6 roku życia,
- kobiety mają bardziej wyczulony zmysł powonienia - przypuszcza się, że odpowiedzialne są za to najprawdopodobniej estrogeny we krwi, toteż kobiety w ciąży, u których jest wyższe stężenie tego hormonu, nierzadko skarżą się na wyostrzenie powonienia

mamy jesień - wirusy i inne paskudztwa fruwają w powietrzu, a nos jest miejscem pierwszego kontaktu z nimi
nos jest wyposażony w system oczyszczania z drobnoustrojów - poprzez nagromadzanie wydzieliny, czyli kataru
zapewne zdarzyło Wam się doświadczyć samemu, albo widzieć takie scenki w filmach dla dzieci, że po zamiataniu zapylonej podłogi lub zdmuchnięciu kurzu z półki atakuje nas salwa kichania- to właśnie działanie systemu oczyszczającego to kichanie wyzwala
kichanie i sam katar są dobre - świadczą o usuwaniu toksyn z organizmu, jednakże gdy kataru jest bardzo dużo lub zatyka przewody nosowe uniemożliwiając tym samym oddychanie przez nos, to konieczne jest udrożnienie-oczyszczenie
oczyszczanie czyli oczywiście wydmuchanie wydzieliny z nosa na chusteczkę!
ważne, aby uczyć dzieci, ale także samemu pamiętać podczas pomocy przy wydmuchiwaniu noska dziecku, aby najpierw lekko uciskając zamknąć jedną dziurkę nosa, a potem zamknąć drugą i za każdym razem by dziecko dmuchało noskiem - wydmuchiwanie przy otwartych obu przewodach nosowych nie daje żadnych pożądanych efektów
samo wydmuchiwanie, a właściwie stopień jego mocy ma być odpowiedni wedle potrzeb dziecka - krzyczenie do dziecka "mocniej, no dmuchaj jeszcze!" jest niewłaściwe, gdyż to dziecko czuje ile jest w stanie dmuchać i gdzie są jego granice (ze względu na umiejętności, ale także odczuwanie bólu)
w przypadku małych dzieci, które nie potrafią dmuchać - niemowlęta przede wszystkim, należy używać przyborów pomocniczych - gruszki, aspiratorki i inne, ale najważniejsze przy ich stosowaniu jest utrzymywanie ich w absolutnej czystości - czyszczenie pod ciepłą bieżącą wodą zaraz po użyciu, z dodatkiem detergentu, potem opłukanie i dokładne wysuszenie to podstawa! 
chyba wspominać nie muszę o myciu rąk po wydmuchaniu nosa chusteczką czy "wyciąganiu" wydzieliny akcesoriami higienicznymi, prawda ;-) ? no i o wyrzuceniu chusteczki :D

gdy katar zmienia się z wydzieliny śluzowej w wydzielinę ropną - to każdy rodzic dobrze wie, że świadczy to o namnażaniu się bakterii i w ruch muszą iść jakieś środki bakteriobójcze
ale zanim o tym, to jeszcze należy wspomnieć o "warunkach" jakie tworzą się w nosie... otóż, wydzielina nosowa gdy gęstnieje ma problem w swobodnym spływaniu, wtedy zalega i jest pożywką dla bakterii i tu prosta droga do dalszego zakażenia... aby wspomóc usuwanie wydzieliny, należy ją rozrzedzić oraz nawilżyć śluzówkę nosa, gdyż podczas kataru jest ona na ogół przekrwiona, obrzmiała i narażona na uszkodzenia (które wywołują ból podczas wydmuchiwania nosa, a nierzadko także krwawienie - szczególnie u małych dzieci i osób ze słabymi naczyniami krwionośnymi)
najlepszym sposobem nawilżenia, a zarazem rozrzedzenia wydzieliny jest stosowanie preparatów z roztworem soli - sól fizjologiczna, sól morska - wygodne i bezpieczne są te w aerozolu, ale używać można też tradycyjnie w kroplach przez wlew do noska
jesień - to też otwarcie sezonu grzewczego, co jest często przyczyną przesuszenia błony śluzowej noska, zatem nawilżenie znowu jest konieczne!

ja chciałam Wam polecić dwa sprawdzone u nas sposoby na nawilżenie, a zarazem oczyszczenie noska
1. inhalacja solą fizjologiczną - niezbędny jest do tego nebulizator, który działa na zimno
oczywiście można zrobić klasyczną inhalację parową - miska z gorącą wodą z wymieszaną solą bocheńską i głowę nadstawić nad to i zakryć się ręcznikiem - jednak trzeba pamiętać, że wysoka temperatura nie służy naczyniom krwionośnym w nosie to raz, a dwa-nagrzana głowa jest podatna na przewianie, przeziębienie, co może pogorszyć stan...

2. płukanie przewodów nosowych przy pomocy wlewu dużej ilości roztworu soli do jednej dziurki, a drugą dziurką ten płyn się wylewa
trzeba to robić nad umywalką - to oczywiste ;-) nachylić się, ewentualnie przechylić głowę na bok, otworzyć usta i spokojnie wlewać najpierw do jednej dziurki, a potem do drugiej
zabieg taki przy dużej infekcji nosa można robić 3-4 razy dziennie - jeżeli stosujemy sól fizjologiczną
takie płukanie można robić przy pomocy specjalnych akcesoriów zakupionych w aptece, ale także przy pomocy najzwyklejszej butelki z dziubkiem po wodzie mineralnej ;-)
sól fizjologiczna musi być delikatnie ciepła - zimna woda może uszkodzić naczynia krwionośne...
UWAGA! zabieg ten wykonujemy u dzieci, które skończyły 4 lata - i mają przeciętną budowę ciała! i jeszcze jedno - płukanie wykonujemy wyłącznie przy drożnych przewodach nosowych (bez uczucia zatkania nosa), w przeciwnym wypadku płyn może dostać się do przewodu słuchowego, tam zostać i spowodować stan zapalny ucha środkowego - a tego nikt nie chce!


a teraz coś o wspomnianych środkach bakteriobójczych - ja proponuję aromaterapię, czyli leczenie olejkami eterycznymi
jest kilka możliwości ich stosowania - inhalacje parowe, dodawanie do kąpieli, ogrzewanie w kominku, wcieranie w skronie, kropienie ubrań i pościeli - każdą
u nas na ogół stosujemy opcje ogrzewania kilku kropel olejku i odrobiny wody na spodeczku kominka

chociaż chętnie dzieciom daję też kilka kropel na piżamki lub poduszki, aby w nocy mogły lepiej oddychać
olejki pomocne przy walce z katarem to: eukaliptusowy, lawendowy, miętowy, rozmarynowy, z drzewa herbacianego, świerkowy, sosnowy, tymiankowy, cedrowy, szałwiowy, jodłowy, jałowcowy, cynamonowy
szczególnie zwracam uwagę na rozmarynowy i eukaliptusowy - udrażniają nosek
UWAGA! zanim zastosujesz olejki warto sprawdzić czy dziecko akceptuje takie zapachy, nie są one dla niego drażniące i nie ma na nie uczulenia - najlepiej w ciągu dnia zapalić w kominku 2-3 krople i obserwować jak dziecko reaguje

my zrobiliśmy sobie dzisiaj mini zabawę w rozpoznawanie zapachów olejków - to bardzo trudne i męczące!
receptory zmysłowe mieszczące się w przewodzie nosowym są bardzo delikatne, dlatego stymulacja nie może być długa i silna!
u nas trwało to może...1-2 minuty, dosłownie ;-)
sami wiecie, jak głowa boli, a nierzadko się miewa i nudności od nadmiaru zapachów np. w drogeriach kosmetycznych czy brudnej oborze ;-)


zapachy można wykorzystać także w aromaterapii poprzez masaż oraz okłady
- jeśli masaż to dodajemy do oleju, np. oleju ze słodkich migdałów czy oleju jojoba kilka kropel olejku eterycznego i tym masujemy - możemy wykorzystać działanie rozkurczowe, rozluźniające, relaksujące, pobudzające, antyseptyczne, ujędrniające poszczególnych olejków
- okład to mam na myśli przede wszystkim naturalne termofory - taką mini próbkę prezentuje post o woreczkach - ja oprócz tych worków z kawą, ryżem, pszenicą, solą, używam dwóch większych:  bawełniana poszewka po jaśku wypełniona pestkami wiśni, a druga to długa skarpeta pełna ryżu z suchą lawendą - każdy z tych worków można bezpiecznie wsadzić do mikrofali lub piekarnika elektrycznego na około jedną minutę i używać jako termofor - dzięki temperaturze wydzielają się wonie :)


zapachy otaczają nas wszędzie - często są bardzo subtelne, przez co nie docierają do naszego nosa, a szkoda!
warto jest wyczulać dzieci na różnorodność zapachów - można celebrować każdą czynność poprzez dodatkowy element...wąchania ;-)
od samego rana - przy toalecie porannej (zapach rozespanego ciała, wody w kranie, szczoteczki i pasty do zębów, mydła, ręcznika, ale też...ekhm - moczu ;-)!), podczas przyrządzania śniadania (zapach w szafce z naczyniami, zapach metalowych sztućców, zapach kawy, cukru, mleka, kaszy, cynamonu, jabłek, miodu, czy też jajek, masła, bułek, szczypiorku, wędliny, warzyw różnych i owoców), potem ubieranie (zapach czystych ubrań, zapach w szafie, zapach butów - w środku też :P), wyjście (zapach na klatce schodowej, zapach powietrza rano, zapach błota, kałuży, deszczu, rosy, trawy, liści, spalin samochodów), po powrocie (zapach ubłoconych butów, zaplamionych ubrań, nieświeżej bielizny, przepoconego ciała, brudnych rąk ;-)!)
można by wypisywać bez końca...
dzieci to robią często bezwiednie, a my dorośli bronimy im tego - przykładem jest kiedy dzieci wkładają sobie rączkę do majtek, a później wąchają ją. Oczywiście racją jest, że w normach społecznych takie zachowanie jest niepoprawne, ale żeby zrozumieć znaczenie tego, dziecko musi to poznać.
nie brońmy zatem, a towarzyszmy dzieciom w poznawaniu świata - i nie chodzi tu wcale o odwzajemnianie dziecięcego odruchu wkładania ręki do majtek i wąchania jej :D

wtorek, 24 września 2013

temperówka i kredki

znowu siedzimy w domu (tym razem kaszel, pewnie z tego kataru, ech...)
trzeba się czymś zająć, więc wyjmujemy różne karty pracy, kolorowanki i inne zadania i kredki...ale, kredki są połamane!
trzeba naostrzyć temperówką!
jak byłam w szkole, to mówiło się "strugałka" "ostrzałka" "ostrzyrka" - ale prawidłowo to temperówka , którą się temperuje kredki ;-)
no więc, dawaj temperujemy - trudna sztuka, a jaki trening dla małych rączek!


potem zgarniamy ścinki na jedną kupkę - ile tego jest, a jakie kolorowe!
udało się zachować kilka ładnych sprężynek, podoba się dzieciongom - zauważają drzazgi, więc i wniosek szybki, że kredki są z drewna...

...więc jak drewno, to trzeba ze ścinków zrobić drzewo :-)
szybko: kartki, klej i plastelinę na pień i zwierzaki dodatkowe
pień z plasteliny starannie roztartej na kartce, a zwierzaki mocno przymocowane obok, korona to oczywiście poklejone ścinki - sprężynki, wióry i drobinki kolorowych rysików




i gotowe!
Dziabong ma małe drzewko i prehistorycznego tapira i lamę
Dzidziong ma duże drzewo i słonia



prace warto unieść, aby ścinki, które się nie skleiły opadły 

poniedziałek, 23 września 2013

Dziecko Na Warsztat Biologiczny

no i jest! ruszył dzisiaj projekt Dziecko na warsztat - a wraz z nim pierwszy warsztat, warsztat biologiczny!

długo nie mogłam ugryźć tematu...
czułam się trochę tak jakbym zrobiła pyszne ciasto z różnymi owocami i chciała spróbować wszystkich owoców w cieście, ale równocześnie zjeść tylko jeden jego kawałek
to okazało się bardzo trudne - za trudne na moją jedną głowę...
ale co dwie głowy, to nie jedna - a trzy! nooo... bo wiadomo przecież, że takich dwóch, jak nas trzech to nie ma ani jednego :D

dlatego rozpoczęliśmy warsztat od...panelu dyskusyjnego ;-)
aż żałuję, że nie mam nagrania, ale była to dyskusja na wysokim poziomie, bardzo merytoryczna, mocno zaznaczająca temat, z której wniosek wyszedł taki, że biologia to nauka o istotach żywych - i na tym oparliśmy nasze poczynania warsztatowe!

podzieliłam warsztat na części (klasyfikacja i anatomia), etapy (zobaczyć, zrozumieć, utrwalić) i zadania (eksperymentalne, dydaktyczne, plastyczne, muzyczne, ruchowe)
...ale co tam będę się rozpisywać, po prostu Wam pokaże :)

co potrzebowaliśmy aby przeprowadzić nasz warsztat?
- ogórków i reszty do ich ukiszenia ;-)
- mleka niepasteryzowanego, jogurtu naturalnego - do mleka dodać łyżkę jogurtu, w ten sposób zamieni się w z zsiadłe mleko po jakiś 3 dniach
- mikroskop (ewentualnie zdjęcia bakterii kwasu mlekowego)
- kataru w nosie i chusteczek - do obserwacji (zbędne, absolutnie!)
- wkładki do butów i bibuła, markery, klej typu magic
- "glut" z mąki ziemniaczanej, pieprzu kolorowego i żółtego barwnika
- glony wakame
- zdjęcia morszczyna - lub morszczyn prawdziwy
- kartki, farby, pasta do zębów, ołówek, brokat, plastelina - do drzew
- nagranie 4 pór Vivaldi'ego
- drożdże piekarskie i całą resztę do zrobienia ciasta na pizzę
- pieczarki i inne składniki pizzy oraz narzędzia potrzebne do krojenia, obrabiania
- kartki, kartoniki, klej, nożyczki, kredki, markery, plastelina i wydruki lub ksero zwierząt, roślin do gier dydaktycznych
- kartki, farby i pędzle - do osi symetrii
- szary papier, ołówek, markery, ewentualnie książki, zdjęcia lub plansze anatomiczne
- kartki i mazaki do dmuchania :)
- szary papier, taśma klejąca, mazaki - do stworzenia podsumowania

warsztat nadaję się dla osób "od przedszkola do Opola" - czyli od 3 wzwyż ;)
bo tematykę można rozciągać i zawężać - gdyż wiele poruszyliśmy obszarów, zobaczcie sami...

a zaczęliśmy od...robienia ogórków kiszonych, by po dosłownie 4 dniach zobaczyć coś takiego:

piana! i do tego ten specyficzny zapach...czyżby smak też się zmienił...?
pytanie nieco retoryczne, gdyż dzieciongi "nie w ciemię bite" i wiedzą, jak to z ogórkami jest ;-)
i zabrały się za ich pałaszowanie

i po chwili ogórków już nie było :D
ale jakoś nie mogliśmy się dopatrzeć istotek, które odpowiedzialne są za to kwaszenie...
wzięliśmy zatem inny skwaszony produkt - mleko zsiadłe i jogurt naturalny


jednak tutaj też nie dopatrzyliśmy się żadnych stworzonek!
choć smak i zapach także wyraźnie kwaskowaty wyczuliśmy...
udaliśmy się do sąsiadów - gdyż mają mikroskop, jednak nie zastaliśmy ich (nadrobimy wizytę i mikroskopową obserwację w tym tygodniu)
zatem poszukaliśmy w sieci i... już wiemy, że za kwaszenie odpowiedzialne są BAKTERIE!

a co kojarzy się dzieciongom z bakteriami...?
no jasne, że choroby! i katary, kaszle, gluty wszelakie...
akurat się tak - nieszczęśliwie składa, że dzieciongi maja katary, zatem...zrobiliśmy obserwację kataralną z chusteczki - wybaczcie, ale foto relacji nie będzie...
nie mniej jednak, pouczające to było ;-)

ta lekcja dała zaznaczyła nam wyraźnie, że są bakterie zagrażające i bezpieczne dla człowieka (i nie tylko)

poszliśmy dalej tym tropem... i natrafiliśmy na kolejną grupę istot - PIERWOTNIAKI
a z nich wybraliśmy sobie dwa, najbardziej charakterystyczne: pantofelka i amebę
pantofelek, jako pierwotniak pozytywny, został przez nas stworzony na bazie...wkładki do butów ;-)

dzieciongi z krepiny dokleiły naszym pantofelkom ich rzęski, dzięki którym się poruszają

ameba, jako pierwotniak negatywny, wywołujący np. biegunkę, został zrobiony z...gluta (ogrzany roztwór wody ze skrobią i barwnikiem)

tym samym udało się zrobić coś na kształt nibynóżek, dzięki którym ameby się przemieszczają

potem nastał czas na zabawę ruchową - pierwotniakową
zamiennie udawaliśmy pływające pantofelki, poruszając palcami dłoni, jakby były to rzęski, i ameby, poruszając się rozciągliwie jak nasz glutowaty portret ;-)
było śmiesznie, naprawdę!

następnie przyszedł czas obiadu
dzisiaj była zupa, do której dorzuciłam wakame, w ramach przedstawienia kolejnej grupy - GLONY (tak naprawdę chromisty - grzybopływki, ale dla potrzeb 5- i 3- latka nazwa glony, jest jak najbardziej akuratna i zrozumiała!)
nie smakowało dzieciongom - ale przypomniało im klimat morski, a to bardzo dobrze, bo przy okazji odszukaliśmy nasze tegoroczne zdjęcia z wakacji, na których robiliśmy zupę z morszczynami - które także do glonów z brunatnic należą!
wakame i morszczyn tak naprawdę należą do grupy protistów, podobnie jak pantofelek czy ameba - jednak chciałam w przystępny sposób przedstawić dzieciongom wszystkie grypy współczesnej klasyfikacji biologicznej - zatem, jakoś z tego wybrnęłam, acz niekoniecznie merytorycznie słusznie ;-)

przed poobiednią drzemką Dzidzionga oddaliśmy się zadaniom stricte plastycznym, tytuł prac: drzewo a 4 pory roku





a o to gotowe prace: pierwsze zdjęcie to Dzidziongowe: wiosna i lato, a na drugiej - Dziabongowe: jesień i zima


jak 4 pory, to oczywiście...Vivaldi!!!
dzieciongi wybrały metodę kontemplacji muzyki...

potem dyrygowania...

a potem to już była pełna fantazja i...mamong też się świetnia bawiła udając latającego motylka uciekającego przed osami, i takie tam inne bajki z muzyki ;-)

przyszedł czas drzemki - Dzidziong odpłynał w objęcia Morfeusza, a Dziabong postanowił zrobić ze mną ciasto na pizzę...a jak pizza, to ciasto drożdżowe - a jak drożdże, to kolejna grupa - GRZYBY




 zaskoczył mnie Dziabong mówiąc, że "drożdże lubią cukier, więc dosyp im cukru by z samą mąką mało urosną" - dokładnie pamiętał nasze drożdżowe eksperymenty z balonem
oprócz tego, zaskoczył mnie...drożdżową żyrafką - leży w misce, widzicie?





gotowe ciasto poszło leżakować, no i rosnąć oczywście :-)
w tym czasie obudził się Dzidziong i przeszliśmy dalej do działań z grzybami...tym razem na tapecie obróbka pieczarek - do pizzy, rzecz jasna ;-)





dzieciongi wiedzą, że grzyby składają się z nóżki i kapelusza, że przyczepione są grzybnią do podłoża, a kapelusz składa się z gąbki i blaszek...
no, ale trzeba pokroić też inne składniki na pizzę - nie ma co gadać, do roboty!



tak wyglądają gotowe pizze - piękne, kolorowe, a jakie pyszne - mniam, mniam!


tak się skończył nasz pierwszy dzień... postanowiliśmy kontynuować działania następnego dnia...
zatem rano, zaczęliśmy od szybkich gier dydaktycznych: memo, domino, loteryjki, łączenie w zbiory, kolorowanki, łańcuchy i inne... wszystko o zwierzętach i roślinach:



niestety...drukarka mnie zawiodła...zatem część rzeczy rysowałam sama (jak domino "zwierzęta i ich domy" powyżej)
a łączenie w zbiory owoców i warzyw odbyło się wraz z kolorowaniem tychże - bo jakość druku pozostawiała wiele do życzenia :(
prócz tego co na zdjęciach były jeszcze: grzyby jadalne i trujące - wykreślanka do kolorowania, łańcuchy pokarmowe - dobieranka, cykle rozwojowe - układanki i historyjki obrazkowe, zwierzęce mama i dziecko - memo, drzewa, krzewy i ich liście i owoce - loteryjka, ślimak i gąsienica - wyklejanka z plasteliny
wszystko zrobione na bazie wytworów swojej pracy własnej lub materiałów rysunkowych znalezionych w sieci i różnych innych posiadanych w domu, np. takie:








następnie szybka zabawa ruchowa, na orientacje w schemacie ciała własnego i drugiej osoby - czyli klasyczne "głowa, ramiona, kolana, pięty" ze zwiększającym się tempem przy każdym kolejnym pokazywaniu

a później zadanie plastyczne - ale też matematyczne!
czyli próby odpowiedzi na pytanie: gdzie są osie symetrii w biologii ?








prac powstało wiele, bo dzieciongom baaaardzo się sposobało :)
mnie zresztą też!
najciekawsze było to, że sami wymyślali co można odbić - śnieżynka, listek, słoneczko, jabłko, pajęczyna...to wszystko ich pomysły - ja wyszłam jedynie z motylkiem :-)

kolejny etap, bardzo wymagający i szeroki - ANATOMIA!
stworzyliśmy mapy naszych ciał... nie będę się rozpisywać, bo dużo by opowiadać... ale trwało to dosyć długo, dużo rozmawialiśmy, pokazywaliśmy, szukaliśmy, dotykaliśmy, trochę korzystaliśmy ze zdjęć z książek, ale całą część uważam za ogromny sukces!



tu jest ucho rozrysowane ;-)

a tu zatoki :D



potem wyszukaliśmy zdjęć rodzinnych różnych i ułożyliśmy je w kolejności od najmłodszego do najstarszego
porównywaliśmy różnicę w wyglądzie, i nie tylko...
a potem bawiliśmy się w zabawę ruchową: rano na 4 nogach chodzi, w południe na 2, a wieczorem na 3 nogach się przemieszcza - hasło (rano, południe, wieczór) wybierała i mówiła ta osoba, która wcześniej najszybciej pokonała trasę na odpowiedniej ilości nóg (jako laski użyliśmy parasolek)

następnie przyszedł czas, że mieliśmy gości...i już pisałam o dino torcie to muszę zaznaczyć, że jak koledzy Dziabonga wyszli, to temat ewolucyjny wciąż w nas żył, a to za sprawą tego rysunku:
oczywiście stało się to podstawą do zabawy ruchowej... gdzie dzieciongi przemieniały się krok po kroku z australopiteka w człowieka współczesnego ;-)

dodaliśmy też nowe prace - ślimaka i gąsienicy, bo dostał Dziabong mazaki dmuchane od BiesówDwóch ;-)


 i przyszedł moment na podsumowania...
więc stworzyliśmy Biologiczne Drzewo


a to reszta naszych prac, która dumnie zwieńczyła nasz warsztat i będzie z nami czas jakiś jeszcze "ku pamięci" 



Koniecznie odwiedźcie inne blogi Mam z projektu Dziecko na warsztat - POLECAM!!!
a już 28 października rusza kolejny warsztat - o tematyce naukowo-eksperymentalnej - ZAPRASZAM!!!

DZIECKO NA WARSZTAT