poniedziałek, 15 lipca 2013

naukowcem być i eksperymenty robić!

wiele dzieciaków pragnie tego, prawda?

moje dzieciongi to nie wiem czy pragną tego najbardziej - ale takie marzenie z ust ich także pada nierzadko!

to już było czas jakiś - no, właściwie to miesiąc prawie ;-)
mam na myśli Piknik Naukowy w Warszawie - ktoś może z Was był?
mega duża impreza, na której wiele, wiele się dzieje!

taka mini foto-zajawka tego, co robiliśmy na stadionie narodowym w trakcie pikniku:
staliśmy na jajach...
wpieniliśmy ciepły lód...
dosiedliśmy konia szachowego...

sprawdzaliśmy, co w murawie piszczy...

no i oprócz tego, wiele, wiele innych rzeczy - ale cóż... aparat miał słabą baterie, a telefong-aparatong też nie dał rady na dłuższą metę...

jednak dziś chciałam coś więcej powiedzieć o tym, co widać na drugim zdjęciu - był to eksperyment z octanem sodu, potocznie zwanym 'ciepłym lodem'

wszyscy chętni dostali na stanowisku instytutu chemii probówkę oraz pipetkę i tą pipetką napełniali swoje probówki do bodajże 15ml płynami, które były przygotowane - różnokolorowe roztwory z detergentem (najzwyklejszy płyn do mycia naczyń po prostu ;-P)

następnie osoby z obsługi stanowiska wrzucały podawały ręcznik papierowy do obwinięcia probówki i wrzucały do jej środka odmierzoną wcześniej i przechowywaną specjalnie ilość 'ciepłego lodu'

octan sodu pod po kontakcie z detergentem reaguje tak jak widać na zdjęciu - po prostu wpienia się dokumentnie :D

ważna była ilość płynu, aby cały octan się rozpuścił, gdyż jest on niebezpieczny w kontakcie dla skóry człowieka - tym bardziej dziecka... choć sama powstała piana nie zagraża ;-)
po całym eksperymencie zostały nam takie probówki i pipetki - mamong, jak to chomik, oczywiście zabrała je ze sobą ;-)

i w domu zrobiliśmy wersję DIY "wpieniony ciepły lód" ;-)
 ten eksperyment juz kiedyś opisywałam tutaj na blogu, zatem przypominam jest TUTAJ

potrzeba nam: sody oczyszczonej, przy da się detergent - większa piana będzie, ocet spirytusowy, no i przyrządy (my mieliśmy probówki i pipetki z pikniku)

do pipetek wsypaliśmy łyżeczkę sody i dodaliśmy trochę płynu - niestety mieliśmy wersję z balsamem, dlatego zaznaczam, że jeśli już dodawać detergent to taki zwykły, bez dodatków...można dać jeszcze barwnik-jak komuś zależy na kolorku jakimś
do kieliszka wlaliśmy ocet, by móc go pipetką nabrać - zadanie dobre dla rączki, bo wcale nie łatwo napełnić do pełna taką pipetkę - a tu ważne jest, aby pipetka była pełna, gdyż do probówki ocet mamy szansę wlać tylko raz

następnie wlewamy szybko do probówki i...patrzymy jak nam się tworzy piana :D







niedziela, 14 lipca 2013

impresje nad woreczkiem foliowym

wiatrodzień - tak by nazwał dzisiejszy dzień Kubuś Puchatek
wczorajszy zresztą też :-)

zatem zabawy na dziś, były dobrane pod kątem wietrznej pogody właśnie
a materiałem podstawowym ich wszystkim był - woreczek foliowy, taki zwykły, tzw. śniadaniowy


pierwsze, do czego użyliśmy nasze woreczki, były spadochrony
potrzebowaliśmy dodatkowo taśmy klejącej, dwóch małych plastikowych opakowań po deserkach oraz oczywiście pasażerów-spadochroniarzy (których dzieciongi przyklejały na plastycznej masie mocującej typu: blue-tack, tack-it)

Dziabong wybrał sobie dwóch żółnierzyków, natomiast Dzidziong - wilka i małpkę


 potem wyszliśmy z domu, zostawiając Tatonga z misją wystartowania naszych spadochronów z okna
naszym zadaniem - moim i dzieciongów było przejęcie spadochroniarzy ;)
wersja domowa może odbywać się oczywiście z opcją wciągającą spadochron z powrotem do domu, przy cudownym zastosowaniu zamontowanej żyłki lub sznurka - jednak przyznam Wam szczerze, że oglądanie z dołu jest bardziej spektakularne ;-)



drugą zabawką, w której zastosowaliśmy nasze woreczki, były latawce :)
no już bardziej idealnych przedmiotów na "witarodzień" to nie ma (no, może jeszcze wiatrak - ale o tym innym razem ;-)! )
zaczęliśmy od tworzenia - wybraliśmy opcję robienia ludzików-latawców



mieliśmy iść nad Wisłę, potem był plan pójścia na pobliską górkę, ale...wyszło, że biegaliśmy z latawcami na spacerze - po drodze do parku i w samym parku, i było mega wesoło!


ostatnim dzisiejszym sposobem wykorzystania woreczka foliowego było wykonanie takiej zabawki, której instrukcje krążą ostatnio w sieci, na przykład taka:

no i też zapragnęliśmy mieć swoją własną meduzę!
więc do dzieła - jednak musimy chyba popracować nad ich wykonaniem... ale i tak fun był, a to najważniejsze :-)





a Wy co zrobicie jutro, w poniedziałek ze swoim woreczkiem po drugim śniadanku :-)...?
pozdrawiamy! 







piątek, 12 lipca 2013

bańki, bańki, bańki!!!

to moja zajawka ostatnich tygodni - bańki mydlane!
niekoniecznie z mydła, jak się jednak okazuje ;-)

widzieliście kiedyś, na jakiś festynach, piknikach, imprezach, jak ktoś puszcza takie gigantyczne bańki mydlane? może mieliście okazje obserwować powstawanie długaśnego tunelu bańkowego? a może Was, albo Wasze dziecko kiedyś "zamknięto w takiej wielkiej bańce?

właśnie te wszystkie atrakcje są moim absolutnym tematem ostatnich zainteresowań :-)

wszystko zaczęło się u nas niewinnie, ale tak naprawdę bezpośrednią przyczyną tej pasji, było spotkanie Pana, który robił wielkie bańki, gdy byliśmy na spacerze z samym Dzidziongiem


każdy puszczacz baniek, żeby nie powiedzieć bańkarz ;D, wie, ze całe sedno tkwi w 4 czynnikach:
1. dobry płyn
2. odpowiedni sprzęt
3. warunki pogodowe
4. technika puszczania baniek

dzisiaj podam Wam jeden przepis na płyn - ale będę pisać Wam kolejno odkrywane przeze mnie mikstury i różnego rodzaju patenty na "super booble" :)

pierwsza próba płynu miała nastepujące składniki:
- 225 ml płynu do naczyń marki Fairy
- 25 ml gliceryny kupionej w aptece

- 3 l wody ciepłej

do wody dodać składniki, lekko zamieszać, zaczekać aż przestanie się pienić i ostygnie do temp.powietrza. Jest gotowy, ale pełnej mocy nabiera po ok. 24 godzinach odstania.

nie będę ukrywać...płyn nie jest najlepszy - bańki nie wychodzą duże, bo wtedy pękają, a w powietrzu utrzymują się niedługi czas gdyż na ogół prędko opadają...

różdżki - tak nazywa się przyrządy, które można zrobić samemu do puszczania dużych baniek - zrobiłam z dwóch plastikowych kii od szczotki (długości chyba 1 m.), i z grubego bawełnianego sznurka (długość 2 metry, podzieliłam na dwa odcinki niecałe 70 i trochę ponad 130)


najfajniejsze w puszczaniu baniek jest to, że nagle wokół ciebie zbiera się chmara dzieciaków i jest wesoło!!!










poniedziałek, 8 lipca 2013

trudne słowo: PERSPEKTYWA


ale przedstawiona w bajecznie prosty sposób - w rolce tekturowej :-)

w sieci ostatnio mnoży się przepięknych dzieł sztuki wręcz tego typu:

i bardzo zapragnęłam wykorzystać to do zadania z dziećmi, w którym mieli właśnie poznać sens słowa 'perspektywa'
użyliśmy:
- długiej rolki po ręczniku papierowym
- foli do drukarki
- markerów
- małych nożyczek
- kleju magic i taśmy klejącej





mały być 3, a wyszły dwie - dinozaury i rodzinka bydlęca :)
jak Wam się podoba...?
dzieciongom bardzo przypadły do gustu i od razu zakumali, o co chodzi w perspektywie - wiązało się to z tym, że uczestniczyli od początku do końca w całym procesie robienia rolek i dużo rozmawialiśmy i porównywaliśmy wielkości, razem wklejaliśmy zwierzęta, a potem wspólnie obserwowaliśmy jakie są różnice jak się patrzy z dwóch końców - polecam :)






a może by tak na ryby...?

mamy już rybki w akwarium, więc teraz czas na wędkowanie!
to ponoć hobby niejednego mężczyzny, a przez to i zmora wielu ich partnerek ;-)

dzisiejszym wpisem przedstawię Wam jak spędzają czas moja święta trójca - Tatong, Dziabong i Dzidziong - gdy ja w spokoju składam pracę dyplomową ;-)

jedyny mój udział w tym przedsięwzięciu był taki, że dałam dzieciongom po dużym spinaczu i, że  im ugotowałam makaron - jako przekąskę dla rybaków-wędkarzy (szczerze polecam! mega patent na wycieczki, podróż czy dłuższe wyjścia - sam ugotowany makaron - energia w pudełku ;)! ) oraz jak się w praktyce okazało - makaron jako przynęta dla ryb :D

nóż Tatonga!!! potrzebny do ciosania patoli na wędki i odcinania sznurka ;)
plastikowe kółko po zepsutym samochodzie jako pławik 
profesjonalnie szukanie robali...
szukanie miejsca...w sumie było ich kilka, chyba 3 czy 4 ;)
biorą czy nie biorą...?
z tego co wiem, dzieciongi nie złowiły żadnej rybki
ALE! obok dzieciongów łowił chłopak i złowił małą, chyba młodą rybkę, więc wrzucił ją z powrotem do wody

dwa przesłania mi cisną się na usta z tego ich wędkowania:
1. zabawa nie zabawki!
2. nauka przez zabawę!