czwartek, 31 października 2013

Święto Duchów - dziady czy halloween...?

ani jedno
ani drugie
:D

u nas to święto duchów - o!
czyli innymi słowy, Wigilia Święta Zmarłych
trochę strawy dla ciał i dusz, nieco łakoci, fura zabawy i radochy - czyli jednym słowem DYNIA :D

wiecie, że dynia sama w sobie to symbol obfitości...? ma mega szerokie zastosowanie - kulinarne, lecznicze, dekoracyjne, rytualne, a w wielu kulturach dyni przypisywano właściwości boskie...
natomiast wydrążona dynia, z wyciętymi otworami na oczy i uzębione usta z świeczką w środku to symbol potępionych dusz - historia tego symbolu pochodzi od legendy o skąpcu Jacku, który po śmierci do nieba trafić nie mógł (za skąpstwo), a że miał zatarg z diabłem to do piekła też go nie przyjęli, i za karę miał się błąkać z lampionem po świecie do Dnia Sądu Ostatecznego

ja z dzieciongami już kolejny rok tworzymy własną dynię - w tym roku mało czasu na zabawy, ale czas na wspominki i rozmowy o przemijaniu, życiu, śmierci, duszach, zmarłych znalazł się przy robieniu z dyni lampiona :)



dzisiaj to na razie tyle - bo nasz Dyniek stoi, ale już jutro wrzucę przepis na nasze sprawdzone ciacho i zupkę, gdyż dzisiaj to jedynie niewielka ilość miąższu (tą uzyskaną z wycinanych otworków) ugotowaliśmy lekko al'dente - my tak lubimy, do jedzenia jak ugotowany brokuł lub kalafior :)

a może jakaś zbłąkana duszyczka przykucnie i się ogrzeje i naje przy naszej dyni ;) ....?

póki co Dziabong i Dzidziong za mali - ale za jakiś czas to czekają nas "nocne Polaków rozmowy" w święto duchów wraz ze strasznymi historiami, zmyślonymi i prawdziwymi opowieściami przy filiżance ciepłej imbirowej herbaty z kawałkiem ciasta dyniowego :)

środa, 30 października 2013

Święto Zmarłych - lampiony i stroiki z liści

zbliża się wielkim krokami Dzień Wszystkich Świętych oraz Dzień Zaduszny
przyznam szczerze, że temat dla mnie zawsze był niezrozumiały - gdyż tradycją w mojej rodzinie było w dniu 1. listopada odwiedzanie bliskich nieobecnych na cmentarzach oraz wspominanie ich wraz z zbierającymi się bliskim nad grobami, a jednak nazwa samego święta oraz jego geneza jest nieco inna - ale nie będę się tu wdawać w dysputy na ten temat...
nie mniej jednak, moje dylematy związane z nazewnictwem oraz celem samym w sobie tego święta zaowocowały tym, że dzieciongom mówię o Święcie Zmarłych

Święto Zmarłych celebrujemy tak, jak ja to znam z dzieciństwa - wyjścia na groby bliskich, których już z nami nie ma, wspominki w rozmowach oraz próby usystematyzowania drzewa genealogicznego naszej rodziny i umiejscowienia danej osoby na jego gałęzi, a potem w zaciszu domowym przeglądanie zdjęć, jakieś rodzinne spotkanie przy kolacji...
bardzo sentymentalny wymiar - ale nie smutny! raczej powiedziałabym, że refleksyjny

jak mówimy o obchodach, to też dzieciongom przedstawiam symbolikę - znicze, kwiaty, kamienie i chorągiewki
- znicze, to światełko, które ma dać wymiar tego, że Ci bliscy dalej są żywi - w naszych sercach tli się ich nieprzerwane ciepło, energia i moc
- kwiaty mają bardzo szeroką symbolikę, jednak w zwyczaju naszej kultury jest dawanie kwiatów w ramach podziękowań, przeprosin, gratulacji czy życzeń - zależnie od pory roku i okazji dobieramy kwiaty, ze względu na fakt, że Święto Zmarłych przypada jesienią, a dodatkowo kwiaty mają za zadanie przetrwać w trudnych warunkach to na ogół na groby kładzie się stroiki lub wieńce - z dzieciństwa pamiętam przede wszystkim złote chryzantemy
- kamienie na groby swoich bliskich kładą Żydzi - zwyczaj ten najprawdopodobniej genezę swoją ma w tym, że kiedy Żydzi wędrowali szukając dla siebie miejsca, grzebali swoi bliskich na pustyniach i osłaniali ich groby kamieniami, aby dzikie zwierzęta nie dostały się do środka - czyli kamień to symbol szacunku wobec zmarłych
- chorągiewka to zwyczaj, z którym spotkałam się w mieście, w którym dorastałam - można było zakupić chorągiewki z wypisaną treścią modlitwy, w myśl zasady, że za każdym razem, gdy wiatr poruszy chorągiewką przy grobie, to w intencje osoby, tam pogrzebanej zostaje odmówiona modlitwa...

z dzieciongami przygotowalismy swoje własne symbole, które ofiarujemy na grobach bliskich

1. ZNICZE - zrobiliśmy lampiony, trochę dzięki inspiracjom Raaany Julka, ale trochę też dzięki opisowi w gazetce jednego z ulubionych dyskontów (tego na B)
potrzebny jest:
- słoiczek z nakrętką lub bez,
- świeże liście,
- pędzle i klej - my użyliśmy vikol (który zamienił się w bezbarwny - nie każdy taki jest, sprawdźcie zatem!) - oraz świeczka typu podgrzewacz
opcjonalnie:
gdy bierzemy nakrętkę - młotek i gwóźdź i spray lub farba i pędzel;
gdy bez nakrętki - rafia naturalna lub sznurek parciany

słoik smarujemy klejem i przyklejamy liście, wedle uznania, jeśli bierzemy nakrętkę to robimy w niej dziurki - gwoździem i młotkiem wybijamy, a lakierem z farby lub spray'u malujemy ją, a jeśli zostawiamy otwarte - to owijamy szyjkę słoika rafią lub sznurkiem, do środka wrzucamy świeczkę i gotowe - najlepszy efekt jest wieczorem :)






i zobaczcie, jak cudnie świecą w ciemności!


2. STROIKI - od 3 lat robię sama albo bukieciki albo stroiki na groby bliskich - robię je trochę łamiąc symbolikę kwiatów, jaką jest symbol życia, gdyż moje ozdoby są z... liści :) jak robi się kwiaty z liści, np. klonu - wiele jest instrukcji w sieci, np. tutaj
co potrzeba?
- przede wszystkim liście - żeby były świeże jeszcze, choć suche można inaczej skomponować
- różne dary z lasów, parków i skarby jesieni - kasztany, szyszki, jarzębina, żołędzie, klonowe noski, owoce dzikiej róży czy czarnego bzu, itd
- coś żywego zielonego - czy to jakieś iglaste gałązki czy jakaś tuja - my wolimy ją, bo nie kuje ;-)!
- opakowania po serkach - najlepiej takie prostokątne, niezbyt głębokie a szerokie!
- gips budowlany - najzwyklejszy w świecie
- sznurek parciany i rafia naturalna
- sizal - to takie sianko florystyczne, my używamy różnych kolorów
- klej typy vikol, magic
- patyczki szaszłykowe lub długie wykałaczki, zapałki

zaczynamy od robienia kwiatków z liści... na jeden stroik my używamy 3 sztuki (jest zasada nieparzystości - my się jej trzymamy przynajmniej ;P!), potem nabijamy na patyczki/zapałki nasze dary (kasztany, żołędzie, szyszki), a na kwiatki przyklejamy np. kuleczki jarzębiny
do plastikowego opakowania wlewamy rozrobiony z wodą gips - po jakiś 3-4 minutach wtykamy w niego kwiaty z liści i patyczki z reszta ozdób, a między to wtykamy sizal, aby wypełnił "luki", potem wokół pudełka układamy zieloności - u nas gałązki tui i owijamy sznurkiem oraz rafią - gotowe będzie jak gips się zawiąże :)






3. i 4. KAMIENIE I CHORĄGIEWKI - zdjęć Wam nie pokaże, bo to jednak dość osobiste dla nas, ale napiszę, że kamienie malujemy lakierami do paznokci, podobnie jak TUTAJ, a chorągiewki to rysunki z dedykacjami napisanymi dla bliskich nieobecnych wykonane przez dzieciongi, a całość zaczepiona przeze mnie na patyczku szaszłykowym - robiliśmy to przy okazji wspominek konkretnych osób
miła sprawa, bardzo polecam :)



poniedziałek, 28 października 2013

warsztat naukowy - eksperymenty

uff, jakoś nie dałam radę wcześniej - ale już nadrabiam i zdaję relację z naszego drugiego warsztatu w ramach projektu Dziecko na Warsztat :)

tematem przewodnim była WODA
nie pierwszy raz gościła ona u nas - niejednokrotnie bawiliśmy się, sprawdzaliśmy :)

no to lecimy!

co potrzeba do naszego warsztatu:
- dwójka dzieciongów - choć może być i jedno, albo i 20-stka :D moje w wieku 3 i 5 lat, ale ciężko mi powiedzieć dla jakiej grupy wiekowej eksperyment nadają się najbardziej - ja mam lat tyle co dzieciongi razem wzięte pomnożone razy kilka i się mi podobało też i wiele się dowiedziałam ;-)
- troszkę czasu - u nas mniej więcej 2 dni, ale można to rozłożyć na więcej dni, choć też skupic w przeciągu jednego ;-)
- WODA - z kranu-zimna, ciepła, wrzątek, ale też taka naturalnie powstała-rzeka, staw
- kamienie, szyszki, patyki
- podgrzewacz (świeczka), talerzyk, kieliszek
- woreczek foliowy, świeczka, kubeczek, herbata ekspresowa
- aluminiowa puszka po napoju, miska z wodą, jakiś chwytak-np. nożyce, palnik-np.kuchenka gazowa
- strzykawka 20 ml, rodzynka
- olej, atrament, tabletka musująca, butelka bezbarwna
- lusterko, wiadro, miseczka szklana, folia-worek, gumka, cos ciężkiego-np.duża mandarynka
- 3 szklanki, 2 łyżki, łyżeczka, jodyna, woda utleniona, ocet, mąka ziemniaczana, witamina C

zaczęliśmy od pleneru i skończyliśmy na plenerze :)
w naszym pięknym parku byliśmy już jak było bardzo ciemno, więc zdjęcia nie oddają tego, o czym mogliśmy się przekonać
a mianowicie, że woda ma taką właściwość, że co być nie wrzucił i tak wyjdą na wodzie fale w kształcenie koła :D
dodatkowo te fale rozchodzą się coraz bardziej na boki, tworząc coraz większe koło - jak się wrzuci ciężki przedmiot lub z dużą siłą to koła będą szybciej i przez dłuższy czas się robić
fajnie tłumaczą to tak naukowo, choc przystępnie TUTAJ


po powrocie do domu zrobiliśmy sobie ciepłą herbatkę...


okazuje się, że woda tworzy swego rodzaju filtr, dzięki któremu woreczek foliowy, do którego jest ona nalana, trzymany nad ogniem nie topi się - jak zwykł to robić bez wody w środku (sprawdziliśmy :P śmierdziało strasznie...!)
co więcej - woda ta w woreczku się normalnie ogrzewa i osiągnęła temperaturę na tyle wysoką by...zagotować w niej herbatę!




jak już świeczka wyjęta, to wzięliśmy się za ciśnienie...
na talerzyk nalaliśmy wody i położyliśmy zapaloną świeczkę-podgrzewacz
potem nakryliśmy na świeczkę kieliszek i...i świeczka zgasła - bo tlenu brakło, ale woda uniosła ją do góry! a to dlatego, że





okazuje się, że to tajemnicze ciśnienie, ma duże znaczenie względem zachodzenia procesu wrzenia wody...
otóż - jesteśmy w stanie doprowadzić do wrzenia zimną wodę, jeśli ciśnienie będzie bardzo niskie...jak to zrobić?
najszybciej przy pomocy strzykawki, której wylot mocno zaciśnie się palcem, do środka strzykawki da się trochę zimnej (ok.25 st.C) wody i rodzynkę, dla zwiększenia efektu powstawania bąbelków powietrza wskazujących wrzenie - zobaczcie!


dalej w klimacie ciśnienia - zgnieciemy puszkę przy pomocy zimnej wody :)
nagrzewamy puszkę nad palnikiem (osoba dorosła potrzebna obowiązkowo!)

nagrzaną - nieuszkodzoną puszkę wrzucamy (stroną otworka!) do zimnej wody, co sprawiając nagłą silną zmianę temperatur doprowadzając do obniżenia ciśnienia na zewnątrz puszki, które ją po prostu zgniecie!


czas najwyższy się położyć spać, a przed spaniem tylko zrobimy sobie do zabawy ocean w butelce :)

najpierw rozpuszczanie - czyli patrzymy jak atrament się miesza z wodą... proces zachodzi nieco wolniej, gdyż woda nie jest bardzo ciepła - ale efekt jest ładniejszy :D

dolewamy olej- olej ma mniejszą gęstość od wody, dlatego też unosi się nad jej powierzchnią, co tworzy 2 warstwy - jak z oceanem i niebem :D


można butelką ruszać, robią fale małe, duże, tworząc sztorm - ale po burzy przychodzi spokój i warstwy zawsze będą tak samo w butelce wyglądać :)

następnego dnia rano wykorzystaliśmy nasz ocean z butelce do innego celu - odlaliśmy nieco wody z atramentem, dolaliśmy oleju i...wrzuciliśmy tabletkę musującą! 



absolutny hit naszego warsztatu - butelka stoi w pokoju i co jakiś czas wrzucamy tabletkę musującą by ten efekt mieć lawy pływająco-skaczacej mieć co jakiś czas
a jak się podświetli od spodu lub z góry butelki, a w pokoju jest ciemn - to efekt lampki dodatkowo pobudza :D

potem poszliśmy się kąpać i... zaparowaliśmy lustro :D
i malowaliśmy na nim - to na dole to ponoć ja w wydaniu Dziabonga 

więc skupiliśmy się na parze wodnej - co to jest, skąd ona jest?
i że my też ją tworzymy - dodychając, sprawdziliśmy na lustereczkach


potem Dzidziong zaparowywał szybę drzwi balkonowych i też stworzył mój portret :)

jak w temacie pary wodnej to zrobiliśmy mały test jej skraplania - nalaliśmy wrzątek do wiadra, włożyliśmy miseczkę szklaną
potem nakrylismy ją folią, którą przymocowaliśmy gumką wokół wiadra i mniej więcej nad miseczką naciągnęliśmy folię i obciążyliśmy ją mandarynką...teraz czekamy czy w miseczce po jakimś czasie zbierze nam się woda ;)



a że wiadomo, że dzieciongom najciężej idzie czekanie ;-)
to od razu wzięliśmy się za zrobienie zegara - oczywiście na bazie wody :-)
Dziabong robił zawiesinę mąki ziemniaczanej, a Dzidziong roztwór wody z witaminą C
ja natomiast zajęłam się tworzeniem "herbaty" z jodyny i octu



pierwsze element za nami, a drugi - to już niejako osobny eksperyment, bo kolor 'herbaty' znikł po dodaniu roztworu wody z wit.C!


potem niewiele się zmieniło po dodaniu zawiesiny skrobii...ale dzieciongi wymięszały miksturę ekspermentalną z dodatkiem 2 łyżeczek wody utlenionej


no i teraz znów trzeba czekać...ale warto! my dodaliśmy niewiele roztworu wody z wit.C i szybko zaobserwowaliśmy zmianę naszej mikstury



a to znaczyło, że pora zabrać się za sprawdzenie skraplania się pary wodnej i...i udało się w miseczce była woda, a worek był oczywiście cały mokry :)




na koniec warsztatu - jak pisałam na początku - był plener!
pobawiliśmy się w Misie-Patysie, kto zna przygody Kubusia Puchatka ten wie, ale napiszę ;)
trzeba mieć rzekę i mostek - jak się to ma to się określa w którą stronę rzeka płynie, czyli jaki ma nurt
i potem wrzucić patyki z mostu po tej stronie, aby patyki przepłynęły pod mostem i wypłynęły po drugiej jego stronie - właściciel patyka, który wypłynie jako pierwszy wygrywa w danej rundzie...
było ciemno, więc nie widać nic na zdjęciach rzeki...ale każdy z dzieciongów wygrał, bo rund zrobiliśmy kilka :D


i to by było na tyle :)


zapraszam Was do odwiedzenia innych blogów będących w projekcie Dziecko na Warsztat

DZIECKO NA WARSZTAT


do zobaczenia 25 listopada na kolejnym warsztacie, a tematyka jakże smaczna i superaśna będzie!
bo szykują się warsztaty kulinarne :D