poniedziałek, 25 lutego 2013

skrzynia ze świetlaną przyszłością!

a było to tak...
Tatong wrócił z wyprawy do piwnicy i mówi: za dużo jest tam rzeczy, może by desek się pozbyć?
na to Mamong: nie no co Ty... przydadzą się!
Tatong: na przykład na co?
i tu koniec dialogu, gdyż nastąpił potok słów, a właściwie zastosowań i zamierzeń jakie to mamong ma w przeznaczeniu dla desek z piwnicy
Tatong lekko się przeraził, ale zapytał co w takim razie może uczynić i jak pomóc - więc zabrał się do pracy nad skrzynią do zabawy dla dzieciongów
skrzynia - coś na wzór wanny piaskowej do sandplay therapist...
no i stało się!
a koszta: dwie deski i dykta ze starej szuflady i jeszcze inne dwie deski plus jakieś tam metalowe ustrojstwa, no i 2,5 cennych jak złoto godzin tatongowej pracy!
a wygląd:





jednak mamong wpadł na kolejny pomysł - by kupić mleczną plexi i wymienić na nią dno (oryginalne tacki np. w metodyce wg. prof. Bogdanowicz mają dno z grubego szkła - ale pleksi uważam że w domu jednak bezpieczniejsze)
no i mamong pojechał do składu budowlanego - składu... hangaru ;-)
wcześniej przefiltrowałam różne portale aukcyjne i sklepy internetowe, ale ceny mnie przeraziły... jaka ta płyta jest droga!!!
na stronach www to wyglądało nawet fajnie - 1,20 zł za wycinek, myślę sobię "fajnie!" - taaaak... ale wycinek to 10x10 cm kw. a ja potrzebuję 50x80, co każe mi pomnożyć ten koszt razy 40 no i plus wysyłka - ma-sa-kra!
jadę do sklepu budowlanego i nie wiem czy wiecie, ale płyta plexi - akrylowa opal o grubości 2-3mm o wymiarze 50x100cm kosztuje najmarniej 60zł! natomiast tańszy odpowiednik - PCV spieniona o takich samych parametrach, to wydatek rzędu 40zł
no toż to szaleństwo straszne jest...nieprawdaż?
ja wiem, wiem...same wanny piaskowe są dużo, dużo droższe - no, ale powiedźcie sami, że 3 stówki za skrzynię to jakiś żart, no nie?

no i mamong się wpieniła - niczym ta płyta PCV spieniona ;-)
i zaczęłam oglądać wszystkie dostępne w sklepie płyty tego rodzaju i...znalazłam!
co prawda nie gładka, ale odpowiadająca moim - podkreślam MOIM wymaganiom, a są one następujące: ma być tania, nieprzezroczysta, ale prześwitująca
miała być mleczna, ale nie było - trudno, przeżyję... może jeszcze naklejkę kiedyś gdzieś zakupię i będzie pełnia szczęścia (bo wiem, że takowe istnieją)
a cena - mnie zadowala: 37zł za wymiar 50x150 (a nawet trochę więcej jak się okazało)

gdy wróciłam z płytą do domu, Tatong już miał przygotowane dla mnie kilka bibelotów, a ja też znalazłam w pudle z różnościami pewne coś i tak... skrzynia, która nie rokowała zbyt wiele swoją bytnością w piwnicy, w tej chwili rozpościera przed sobą świetlana przyszłość w roli "light box" (tymi bibelotami znalezionymi przez Tatonga są pocięte deski na drugą tackę piaskową, troszkę płytszą od skrzyni, a tym znalezionym 'pewnym coś' jest stara świetlówka)
i ta dam - oto on!
może nieidealny, ale NASZ i już niebawem (tj.jutro, pojutrze) dołączy do niego tacka piaskowa, dla dopełnienia zestawu, który spokojnie mogę nazwać: my dream team!
Tatongowi pokłony, buziaki i podziękowania, a Wam fotki - dla przechwałki ;-)








ciepły mróz

a konkretnie ciepłe śniegowe kulki, albo lepiej zabrzmiałoby gdybym opisała je, że są nie-zimne, bo ciepłe to one też nie są ;-)
zapewne padnie pytanie: a cóż to takiego?
już piszę = PERŁY WODNE (hydrożelowe kulki do wazonów)

zanim można je dać dzieciom do zabawy, a'la nie-zimne kulki śniegowe trzeba je wsadzić do wody na parę godzin (u nas stały ok.7 godzin - wiem z opisów, że teoretycznie mają stać 8 godzin), a następnie wyłowić (my wrzuciliśmy na sitko) i dać dzieciom - cudo zabawa!
wiadomo, nie zostawiać dzieci z tym samym! to nie mąka, której mogą trochę zjeść, a jakiś chemiczny wytwór, który wyglądem przypomina przesłodką żelkę, więc troska - jako punkt wyjścia!

zabawa zaczyna się od chwili wrzucenia kulek do wody, obserwacji jak rosną, aż po wyławianie, kozłowanie nimi, przelewanie, nabieranie łyżką, wkładanie do nich rączek, rolowanie, podświetlanie latarką, oglądanie przez lupę, aż w końcu - całkowitą destrukcję, tj. zgniecenie na ogół ;-)

koszt: saszetkę kupiłam za 1zł, i wybraliśmy wcześniej z wielokolorowego zestawu jedynie te przezroczyste i niebieskie ze względu na zimowy temat (całkiem cenne zadanie na precyzje ruchów!)
czas trwania zabawy: dzieciongi bawiły się nimi wczoraj przez 3 godziny, dzisiaj przez godzinę, a jeszcze troszkę zostało, więc jest szansa, że może jutro się nimi pobawią, albo po prostu dorzucę je do pudełeczka-sensoreczka!
czas trwania sprzątanie: ok. 5 minut (odkurzanie resztek i pozostałości po kulkach - bo całe kulki są strzeżone przez Dziabonga i Dzidzionga niemal jak skarb eskimosów! - oraz starcie stołu i umycie rąk)

rachunek wartości od ceny (nie mylić z cenny) chyba prosty, co nie ;-)...?














niedziela, 24 lutego 2013

maLÓDwanie

czyli malowanie bryłek lodu ;)
wczoraj było malowanie lodem kolorowym, dzisiaj spróbowaliśmy zobaczyć, jak wygląda to w drugą stronę
efekty artystyczne nie były tak powalające, jak wczoraj - jednak doznania były warte tego warsztatu :-)
najpierw były próby z akwarelkami
potem wyjęłam najbardziej zasuszone stare farbki plakatowe - jednak topniejący lód, zapewnia wystarczającą ilość wody ;-)





where winter wear?

wiem, ze tytuł totalnie niepoprawny ale fonetycznie fajnie brzmi :D

a wszystko zaczęło się od takiej o to ilustracji, którą dzieciongi wyciągnęły z mojej teczki z materiałami do zajęć w przedszkolu...

no i samo potem się potoczyło ;-)


wielka dyskusja na temat które dziecko jest ubrane odpowiednio do pogody, jak się czują, któremu zimno, co to jest "gęsia skórka", itd...

następnie dałam Dziabongowi i Dzidziongowi modele główek fryzjerskich i na nich odbył się trening zakładania czapek i szalików





później trochę podramowaliśmy - na sucho ubieraliśmy się w zimową odzież: spodnie-ochraniacze na szelkach, wysokie buty (sznurowane, ze suwakiem i rzepami - wypasione takie ;P!), kurtka zapinana na suwak i napki, szalik, czapka i rękawiczki 
jestem praktykiem, ale teoretyczne podstawy też znam, więc a co - napisze: rozbudzanie kreatywności i wyobraźni, pobudzanie do ekspresji ruchowej, przekraczanie linii środkowej ciała, usprawnianie orientacji w schemacie ciała i kierunków - lewa, prawa, góra, dół, przód, tył... ale przede wszystkim dobra zabawa :-)
ja pokazywałam, dzieciongi naśladowały, a Tatong robił foty:








i ostatnim elementem naszych porannych zabaw tematycznych, było wyszykowanie misia na zimowe szaleństwo!
i tu także wspomnę o teoretycznym aspekcie tej zabawy: usprawnianie motoryki - dużej i małej, przekraczanie linii środka, wspomaganie koordynacji ruchowej oraz percepcji wzrokowej, udoskonalanie umiejętności z zakresu samoobsługi
najpierw zebraliśmy potrzebną odzież (nasz miś ma dość pokaźne stópki, więc trudno - na spacer musi się wybrać w paputkach babcinkowych ;P), a następnie ubraliśmy misia - zobaczcie, jak Dziabongowi i Dzidziongowi poszło:






MIŚ GOTOWY DO JAZDY NA PUPOLOCIE :) 



sobota, 23 lutego 2013

obraz mrożący krew w żyłach

czyli po prostu obraz lodowy :)
malowany kolorowym lodem, który uzyskałam dzięki zamrożeniu na dnie  6 butelek po szklance wody z wymieszanymi różnymi barwnikami
póki jest zima, to na dworze mróz trzyma, choć powiem Wam, że nasze 'lodowe farbki' były lekko rozmrożone ;-)
to dobrze - wiosna nadchodzi!

ale wróćmy do naszej pracy plastycznej
początkowo pozwoliłam dzieciongom malować na dużym brystolu trzymająć lód w dłoniach, ale po jakiś 5 minutach założyli rękawiczki, żeby nie poparzyć sobie paluszków
pod brystol podłożyliśmy koc - nie umiałam znaleźć ceraty, a jednak parkiet nie lubi długich i intensywnych wodnych kontaktów, zatem to miało go jakoś ochronić - i chyba się udało, bo nie widzę, by się nadymał w akcie obrazy i skargi ;-)

nawet nie podejrzewałam, że tak fajnie to nam wyjdzie - zdjęcie nie oddaje uroku obrazka, naprawdę!
natomiast ogromną frajdę sprawiło Dziabongowi i Dzidziongowi tak długie obcowanie z lodem oraz fakt, że pozwoliłam właściwie na wszystko (jedynie nie pozwoliłam rzucać z dużej wysokości bryłkami lodu na brystol, bo wtedy zabarwiona woda pryskała na ściany...)
i tak dzieciongi malowały, ślizgały, jeździły, zderzały, skubały, lizały, nadgryzały - oj pełne szaleństwo!
póki zima trzyma, to spróbujcie - mega doznania gwarantowane!