czy tylko dla mnie obiadem może być zupa...?
dziś spotkałam się z nad wyraz szokującym dla mnie stwierdzeniem, że NIE
i że dzień bez mięsiwa to dzień stracony...
hmmm... nie przeczę - też lubię mięso, jednak dobra zupa - nie jest zła ;)
jestem w tym odosobniona...?
i do tego jeszcze to lubię eksperymentować, chociaż bardzo często traktuję ją klasycznym, oklepanym przepisem...
dzisiaj zupa wyborna w mojej ocenie i dosc jednak niesztampowa w naszym domu - paprykowy krem z selerem naciowym i puszka pomidorow
rozne papryki wrzucam do piekarnika, by po pierwsze moc z nic zdjac skorke, a po drugie by wyciagnely swoj smak, potem wrzucam je do bulionu warzywnego lub rosołu (ja mialam akurat rosół), dorzucam pokrojony seler naciowy i wylewam zawartosc puszki z pomidorami
gotuje do miekkosci i miksuje bzium-bzium (na glasko lub z lekkimi grudkami, jak kto lubi!)
posypane odrobina natki pietruszki i ziola prowansalskie i voila! gotowe :)
ja lubię samą ale z duza porcja swiezo mielonego pieprzu, dzieciongi z groszkiem ptysiowym z lidla (powinni mi za reklame zaplacic :D), a tatong z chlebem czy inna grzanka...
zdjec zupy nie mam - jakos nie wpadlam na to by garniec obfocic... w koncu to wpis na blogu umeczonej dniem codziennym strong mamonga, a nie kulinarnej bogini ;P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz