mamong pomyśla "ale taniocha! kupię moim dzieciongom!" - tak też zrobiła ;-)
a potem się głowiła...
czy aby świeżego kupiła?
czy poradzi sobie z rozłupaniem?
no i jak będzie z miąższu wybieraniem?
ale się mamong douczyła, więc teraz może nauczać dalej, zatem świeżość kokosa sprawdza się poprzez poruszanie kokosa przy uchu
słychać chlupotanie? to znak, że świeży!
nic nie słuchać? trzeba odłożyć! bo to znak, że stary i woda kokosowa się wchłonęła...
to robi się w sklepie jeszcze - no i sprawdzić też należy czy kokos nigdzie nie pęknięty i tak dalej...
w domu robi się korkociągiem lub nożem, opcjonalnie śrubokrętem ;) otworki w 2 dziurkach z trzech, które są na kokosie i w tym czasie powinno być słyszalne syczenie - to dowód na to, że właśnie w tej chwili do wnętrza kokosa dochodzi powietrze po raz pierwszy ;-)
te otworki mają nam pomóc wydobycie płynu-wody kokosowej
można go wypić przez słomkę
ale nie każdemu będzie to smakować - bo woda ta daleka w smaku jest od kokosowego miąższu ;-)
nie jest to też mleczko kokosowe, bo je uzyskujemy z miąższu właśnie ;)
woda kokosowa gasi pragnienie, ale w smaku jest... jakby mdła ;-)
zatem wodę można wylać z kokosa - a dwie dziurki ułatwią sprawę, bo będzie cyrkulacja powietrza odpowiednia ;-)
wodę można użyć potem do czegoś - do zupy, ciasta, napojów, deserów, naleśników...
jak już nie mamy płynu w środku to czas na otwarcie kokosa
metod jest kilka
ja proponuje Wam dwie, które obie zaczynają się od tego samego - walnij kokosa nożem :)
mówimy o tępej krawędzi noża
mówimy o tępej krawędzi noża
ale ta metoda nie gwarantuje uzyskanie równych i całych połówek łupin kokosowych, a przecież te warte są zachodu ;-)
stąd też druga metoda - gdy powstanie po uderzeniu pęknięcie wsadzamy doń nóż i albo tniemy jak np.arbuza, albo wbijamy, np.wałkiem ostrze noża poziomo wsadzone do pęknięcia...
tak czy owak, w końcu otworzy nam się kokos :D
ale jak wyjąć miąższ???
tu niestety ale nieco polegliśmy... w mądrej mojej książce pisali, że miąższ po obiciu kokosa nożem powinien sam wyjść - no cóż... nie wyszedł ;-)
zatem pokroiliśmy miąższ nożem - mniej więcej od samego środka do krawędzi połówek kokosa, tworząc takie a'la trójkąty i potem nóż wsunęliśmy zaraz za łupiną i...wygrzebywaliśmy miąższ przy pomocy noży, palców, łyżek - jakoś się udało :D
ostatnim elementem jest obranie miąższu z brązowej cienkiej skórki - ponoć można to robić trąc na tarce...ja obierałam ostrym nożykiem :)
a co robiliśmy z kokosa...? o tym będzie w kilku innych postach - zapraszam :D
Chyba nigdy nie jadłam takiego świeżego kokosa...
OdpowiedzUsuń