czwartek, 19 grudnia 2013

OC - czyli owoce cytrusowe!

żadne tam ubezpieczenie ;-)
tylko bardzo sezonowe, lubiane, aromatyczne, zdrowe, smaczne - cytrusy!
ten temat obraliśmy sobie na zabawy ostatniego tygodnia i takim fotograficznym skrótem pokażemy Wam co  takiego robiliśmy


tak naprawdę to zadania rozłożyły się na takie dwa duże działy - tak też je przedstawię ;-)
jednak wszystko zaczęło się od...? zakupów! z nich foto-relacji nie ma, ale zakupy to mega rozwijająca aktywność z mnóstwem - szeroko rozumianych - edukacyjnych możliwości!

kiedy już mieliśmy co potrzebowaliśmy to przygotowałam dla dzieciongów kartoniki z zadaniami

powodów dla których wybrałam taką metodę dydaktyczną jest kilka, a niektóre z nich zauważycie na fotkach :-)
karteczki przede wszystkim miały być pomocniczym materiałem konkretnym motywującym Dziabonga i Dzidzionga do samokontroli - i powiem Wam, że to działa!
jak działa? zobaczcie sami :)

1. zaczęliśmy od oka - czyli zadaniem dzieciongów było patrzeć na owoce i wykonywać zadanie związane z percepcją wzrokową, czyli ułożyć je w kolejności co do wielkości - od najmniejszego do największego, tylko patrząc i wskazując na owoce (układanie ich w szeregu należało do mnie) 


"to nie pasuje!"

ta-dam :D


2. kolejny etap - łapka, czyli dotykamy owoców, sprawdzamy czy szereg jest odpowiednio ułożony, dzięki mierzeniu obwodów owoców przy użyciu sznurka



okazało się, 3 środkowe owoce miały niemalże taki sam obwód, podobnie 2 owoce będące prawie najmniejsze.

3. nadszedł moment na słuch (uszko) - podawałam dzieciongom nazwy owoców, a potem dałam im kartoniki z pierwszymi sylabami tych nazw i ich zadaniem było dopasować każdy kartonik z sylabą do odpowiedniego owocu



to zadanie dużo kosztowało dzieciongi - ale jak już skończyli to się turlanie po podłodze zaczęło (turlanie dzieciongowo-mamongowo-owocowe) :D /fotek brak, bo zabawa była przednia!/


4. kolejnym etapem to było wąchanie (nosek)...
ale mamong się popisała, bo pocięła limonkę, pomarańczę i cytrynę w plastry i...jakoś tak wyszło automatycznie wcześniejsze ćwiczenie matematyki i porównywania zbiorów ;-)

no, a potem wąchanie - zostały po dwie końcówki owoców, po jednej dla każdego dziecionga i...wąchali!
porównywali... dałam im jeszcze po klemenetynce, aby powąchali ją przed obraniem, a potem zdjęli z niej skórkę i powąchali - swoją drogą obieranie to trudna sztuka!




jakoś tak automatycznie to wąchanie przeszło w smakowanie (buzia z języczkiem) :D

dzieciongom zrobiłam memory smakowe - ubaw po pachy, bo to kwaśne jak szlag ;-) 

 było pysznie :D

5. następne zadanie to typowo świąteczny trening motoryki małej (pomarańcze z goździkami)
w naszym przypadku dodatkowo potrenowaliśmy samogłoskę O i sylaby CO i OC - napisałam mazakiem na pomarańczy te sylaby, dzieciongi najpierw palcem dotykały po napisie czytając go na głos, a potem wtykały po śladzie goździki i znów palcem dotykały i czytały





a z drugiej strony pomarańczy - inwencja własna wzoru z goździków :)



jak już wspominałam - zadania zrealizowaliśmy w takich dwóch działach, drugi dział rozpoczęliśmy oczywiście...zakupami - a jakże :D
ale że byliśmy na targu, to nie mieliśmy okazji samodzielnie ważyć owoców to też nadrobiliśmy to w domu - prosty patent: wieszak i dwa worki :)



dzięki temu mogliśmy ułożyć owoce w kolejności pod względem ciężaru - od najcięższego do najlżejszego

potem rozdzieliliśmy je pod względem koloru - pojawiło się pojęcie pary, bo dwa owoce zostały bez kolorystycznej pary (Dziabong je automatycznie nazwał Czarnymi Piotrusiami :D)

6. kolejne etapy zadań z karteczek to praca w kuchni - najpierw sok z pomarańczy (wyciskarka do cytrusów)

soków wyciskanie nam się spodobało - to lecimy z grejfrutami! o wow, jakie one są różne! i wszystko to są grejfruty??? :D 


z tych wydrążonych skórek zrobiliśmy lampiony - użyliśmy ich w kąpieli była magia :)
(foty tego nie oddają, tym bardziej, że robione już po kąpieli dzieciongów)




7. sok wypity,to teraz kroimy skórkę pomarańczową do kandyzowania (ostatnie zadanie z karteczek - z narysowanym nożem)


kandyzowanie nieco nie wyszło... bo jednak skórkę należało albo wymoczyć, albo wygotować przed zalaniem wodą z cukrem... no i do tego nie wycięliśmy białego środka... 


a na koniec - coś extra, gratis, promocyjne ostatnie zadanie :D
zadanie było znowu nawiązujące do zbliżających się świąt...tworzenie łańcucha choinkowego - z wcześniejszych prac mieliśmy wysuszone plasterki cytrusowe, ale też skórki zjedzonych owoców, z których wycięliśmy gwiazdki


z kolorowych karteczek zrobiliśmy harmonijki... 



...i potem wszystko połączyliśmy igłą i nitką i zawiesiliśmy na naszej choince :)





uf... to by było na tyle :)
lubicie cytrusy...? bo my baaardzo!
a w naszym mini projekcie poznaliśmy, używaliśmy, zjadaliśmy owoce nastepujące:
pomelo; grejfruty - sweetie, różowe, żółte; pomarańcze - pinokio i czerwone; klementynki; mandarynki; cytryny; limonki; kumkwaki (kumqak) 

7 komentarzy:

  1. ale pomysłów!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. O proszę ile ciekawych rzeczy można zrobić z cytrusami... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. wow! jestem pod wrażeniem! brawo Mamong:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale fajnie! Ale smacznie! Ale kwaśno! Ale cytrusowo!
    ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. No to się zcytrusowaliście na maxa :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem pod wrażeniem pomysłu! Rewelacja :) Jak Młoda podrośnie musimy się też w ten sposób bawić :))

    OdpowiedzUsuń