poniedziałek, 8 kwietnia 2013

pierogi!

czyli to co dzieciongi lubią najbardziej :)

zdradzę Wam mój sekret - wydawało mi się to zawsze dość oczywiste, jednak po kilku rozmowach z różnymi mami/tatami, kucharzami/kucharkami czy gospodarzami/gospodyniami domu, doszłam do wniosku, że jednak to nie jest takie popularne, a...wydaje mi się bardzo fajne, zatem PISZĘ :)

zatem tak...robię rosół - lubimy, gotuje często, zawsze robię z dużej ilości warzyw i dobrego mięsa (nie jakieś tam porcje rosołowe, korpusy, czy inne tam badziewia, ani tym bardziej kostki rosołowe czy inne bulionetki!) i o ile z porem i kapusta potrawię sie rozstac i je po prostu wyrzucic, choc nierzadko nie ma co zbierac bo sie rozgotowuja i totalnie zanikaja w rosole ;-) o tyle z reszta warzyw i miesem, no jakos tak nie bardzo zeby wyrzucac...

zdarza sie, ze robie potem z rosolu gulasz - dosc popularne rozwiazanie, wtedy z warzyw mozna zrobic znana w wielu domach salatke jarzynowa, czasem nazywana salatka ziemniaczana, gdzie niegdzie sałatka kartoflana lub sałatka pyrowa, a u mnie w domu mawiano na to szałot-po śląsku!

no, ale ile można jeść taką sałatkę i gulasz, ja się pytam...?

inaczej jest z....PIEROGAMI!!!
moje dzieciongi mogą je jeść codziennie - chyba codziennie, bo nie próbowałam podawać im ich codziennie, z kilku względów, ale tym głównym jest to, że mi się ich nie chce robić, bo zawsze wydawało mi się to mega pracochłonne...

ale dziś się właśnie nadarzyła okazja - zostało mięso wołowe i kilka udek kurczaka, 5 marchewek, 4 korzenie pietruszki i pół dużego selera i...zrobiłam test czasowy ile zejdzie się na zrobienie pierogów, o!

zmiksowałam warzywa i mieso w malakserze, dodałam tylko trochę przypraw (sól, pieprz, natka pietruszki, koperek, ząbek czosnku i cebulka zeszklone na patelni) i wiecie co, nie trzeba dodawac do tego już jajka nawet - bo konsystencja jest bardzo zbita!

ciasto na pierogi robie wedle przepisu mojej mamy - jest banalnie prosty i w moim odczuciu najlepszy!
szklanka mąki - ja daje krupczatkę, wymieszać z niecałą połówką łyżeczki soli, dodać 1,5 łyżki oleju (ja dziś dałam łyżkę masła) i dolewać ciepłej wody i już zagniatając zdecydować ile jej trzeba, a ciasto ma odklejać się od ręki, w dotyku ma być aksamitne, rozciągliwe, takie elastyczne...

i teraz największa zaleta tego ciasta - nie trzeba podsypywać mąką stolnicy do wałkowania!
dzięki tłuszczykowi nie przykleja się, pieknie odchodzi od blatu, świetnie się rozwałkowuje - można jedynie delikatnie oprószyć sam wałek, aby zniwelować tarcie (ja musze, bo mam stary wałek...)

kiedyś Dorota Stalińka wystawiała taki monodramat "Zgaga" i tam padało hasło: kiedy jestem wściekła, robię puree - nic tak nie uspakaja jak ubijanie i gniecenie ziemniaków na miazgę! - i powiem Wam, że ja tak mam z wałkowaniem, bo najlepiej mi się wałkuję, gdy jestem totalnie wkurzona xD

jak pisałam wyżej, postanowiłam dziś zrobić test i skrupulatnie mierzyłam czas robienia pierogów: od miksowania farszu, przez robienie ciasta, wałkowanie go i lepienie pierogów, oraz gotowanie na osolonym wrzątku z dodatkiem oleju przez ok. 2-3 minuty, no i wyłowienie na talerze i tak...40 pierogów zrobiłam w 45 minut! niezły wynik chyba, co...?
teraz już wymówka o treści "robienie pierogów jest pracochłonne" - to mało wiarygodne będzie...
a to foto, w oczekiwaniu na zagotowanie się wody w garze ;)

zdjęć konsumpcji nie będzie - bo nie ma takowych :D
smacznego!!!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz