piątek, 5 kwietnia 2013

w mojej kuchni nic się nie marnuje

to hasło niczym z poradników czy książek kucharskich zaszłej dekady, prawda?
no ale staram się, aby w mojej kuchni właśnie tak było!

i tak...
zacznę od tego, że my codziennie na śniadanie jemy kaszę, na bazie przepisu Ulubiona zupa śniadaniowa autorstwa Bożeny Żak-Cyran z jej książki "Odnowa na talerzu", stworzyłam naszą bazę do kaszy, którą robię raz na 4-6 dni, a przepis jest taki:
- 200 lub 300gram kaszy jaglanej (latem więcej)
- 200 lub 300gram płatków owsianych zwykłych lub górskich (zimą więcej)
- po 15-20 gram nasion: sezamu, słonecznika, dyni i lnu - zmielone w młynku
- 1,5-2 łyżki stołowe cynamonu
- 1-1,5 łyżki stołowe imbiru suszonego
- 1 łyżka stołowa kurkumy
- 2,5-3 litry wody
i wszystko to wrzucam do garnka dużego i na maleńkim ogniu gotuję, długo gotuję - ok.40-60minut, pod przykryciem, ma lekko pyrkać (jak rosół), potem wyłączam i zostawiam pod przykryciem do wystudzenia. i tak przygotowaną kaszę przechowuję w lodówce nie dłużej niż tydzień

a rano, wstaję, biorę garnuszek, wlewam do niego niewielką ilość wody, wkrajam lub trę jabłko, czasem jakaś gruszkę lub banana (jednak w 99% jest to jabłko) i dodaję kaszę z lodówki, podgrzewam, mieszam na taką zwartą, miękką konsystencję i przekładam do misek - dodaję potem łyżkę miodu, dla dzieciongów rodzynki, dla siebie śliwki suszone, czasem dodaję świeże owoce, np.maliny, truskawki, jagody - i jest pysznie, zdrowo :-)

kiedyś dodawaliśmy tez olej lniany, teraz zrezygnowałam, z różnych względów - ale siemię lniane dodajemy i to takie nie odtłuszczone!
jak ktoś bardzo lubi, można dodać mleka, zamiast wody do garnuszka przy podgrzaniu - mleko zwierzęce, roślinne, jakie kto lubi :)
do słodzenia proponuję miód, słodu, melasę - gorzej z cukrem zwykłym...lepiej dodać więcej bakalii, suszonych lub świeżych owoców - to jednak zdrowsze!


no, ale czasem bywa tak...że kasza z rana zostaje w miskach - różnie to bywa z tym apetytem i na serio ciężko czasem tak w punkt dać dzieciongom dokładnie tyle, ile zjedzą...
i szczerze strasznie mi szkoda taką kaszę wyrzucić - tyle w niej zdrowia i serca...odgrzewać to nie bardzo, bo miód traci wartości, chociaż czasem tak robimy (Dzidziong uwielbia jeść kasze na raty ;P)
jednak preferuję inna formę zagospodarowania resztek kaszkowych - robię ciasteczka!!!

dzisiaj miałam resztki z kaszki wczorajszej i dzisiejszej i takie przejrzałe 2 banany - idealnie!
przepis podstawowy jest taki:
- 2 części kaszy
- 1 część owocowa lub warzywna (np.zgniecione banany lub tarta dynia, miksowane jabłka lub papka z marchwi - te opcje u nas są grane)
- 1 część oleju (ja dodaję olej rzepakowy zimnotłoczony, ale myślę że może być każdy inny - nawet i margaryna/masło przejdzie)
- 2/3 część mąki (proponuje razową żytnią)
- dodatki - np.karob, kakao, inne przyprawy, ewentualnie jakieś suszone owoce, bakalie, nasiona, pestki, itd...
wszystkie składniki miksujemy, łączymy na gładką masę (nielicząc oczywiście dodatków, które mają być wyczuwalne, np.orzechy, bakalie czy inne posypki), układamy na blaszce (mozna tez upiec w formie ciasta w foremce) i do pieca na 180-200stopni na ok.35-45 minut

dzisiaj zrobiłam z kasz i dwóch bananów, z mąką razową żytnią (10 łyżek), kakao (1 czubata łyżka) i posypane kokosem

najpierw miksujemy kaszę z olejem i bananem na gładko - w ruch idzie blender

potem dodałam mąkę i kakao - teraz miksował już Dzidziong :)


wykładamy duże kleksy ciastkowe na natłuszczoną blaszkę (lub wyłożoną papierem do pieczenia)

i posypujemy kokosem - do piekarnika teraz!

niestety przedobrzyłam z pieczeniem dzisiaj...i się - krótko mówiąc ciasteczka mi zjarały :/
niestety mój pseudo piekarnik działa nie zawsze tak, jak powinien...i takie są właśnie skutki, eh...
ale dzięki temu są chrupiące, hihi!
bo na ogół ciastka są miękkie, z taką sprężystą skóką - moc zdrowia, polecam :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz